Przejdź do głównej zawartości

WORK IT B****!

Korporacja. Korpo. Korpo Biurwy. Biurwa.






Praca uszlachetnia, podobno. Pracę trzeba mieć, podobno. Pracę trzeba lubić, podobno. Pracą nie powinno się żyć, podobno.

Co z tych stwierdzeń rzeczywiście jest prawdziwe? A jeśli nie prawdziwe to, które z nich jest prawdą? Albo które się do nas odnosi?

Ponad rok temu zmieniłam pracę. Zrezygnowałam z pierwszej prawdziwej (nie dorywczej czy sezonowej, na czarno czy z doskoku) pracy. 4 i pół roku doświadczenia pozwoliło mi na zmianę firmy, na taką o której marzyłam i co lepsze w obszarze, o którym marzyłam.

Nigdy nie miałam sprecyzowanych planów zawodowych. Nie pasuje do mnie stwierdzenie, że od zawsze chciałam zostać lekarzem, weterynarzem, kierowcą rajdowym, ekspedientką. Zawsze wiedziałam w czym jestem dobra, w czym sobie poradzę albo co lubię, ale nigdy nie było jedno konkretne marzenie. Nie byłam tak zdecydowana jak moja przyjaciółka Edyta. Ona od zawsze wiedziała, że będzie lekarzem, konkretnie dentystką. Ze mną było troszkę inaczej.

Kiedy byłam małą dziewczynką chciałam byc kwiaciarką. Chodziłam po każdej łące i polu i zbierałam kwiatki. Potem chciałam być siatkarką, potem nauczycielką. Na studia poszłam tam gdzie wiedziałam, że sobie poradzę. Na jedne się nie dostałam, drugie przyjęłam z radością. I tak oto skończyłam Politechnikę. Na początku myślałam - manager - to jest to. Potem odkryłam Logistykę. Szło mi super - więc to był mój cel.

Żaden z tych wyborów nie był marzeniem, to były tylko łatwe, osiągalne cele. Dążenie do tych celów w poprzedniej pracy pozwoliło mi logicznie i analitycznie spojrzeć na to co robię i co mogłabym robić. Znalazłam swoją działkę, swój obszar, w którym czułabym się dobrze w pracy.

I tak własnie moje cele, zaradność, odrobina sprytu i przede wszystkim poczucie, że właśnie TO to jest TO zaprowadziły mnie przed drzwi nowego pracodawcy.

Wpadłam w sidła Korpo. Robię w korpo, nakurzam terget. Jestem tu już rok. Masakra. 
Serio?


Pracuję w Korpo już rok. Brzmi troszkę jak odsiadka:) Jedyne czego się nauczyłam to dodatkowy język obcy. Bo takim akurat korpo się posługuje. Całą resztę umiejętności jakich powinnam się nauczyć, bądź doszlifować już posiadałam. Wszystkie szkolenia smakowały jak odgrzewany kotlet. Jeśli wcześniej już na takim nie byłam, to we własnym zakresie wcześniej opanowałam temat. Jedyne użyteczne szkolenia to te z "pracy w Korpo": opanuj nasz wewnętrzny słownik, wewnętrzne zasady, polityczną poprawność i zakres odpowiedzialności.

Po roku robię rachunek sumienia.

Co jest na plus w tej pracy: nauczyłam się kolejnego języka obcego, poznałam wewnętrze zasady gry, która w głównej mierze jest grą pozorów, poznałam kilka ciekawych postaci, złota zasada: duppochron na wszystko, zarabiam więcej, już nie wisi nade mną groźba odebrania premii rocznej za 5 dni chorobowego - kiedy jestem chora - jestem na L4.

Co w tej pracy zapisuję po stronie minusów: uwsteczniam się. Techniczny regres na całego, zapominam rozwiązania, z którymi wcześniej pracowałam, nie są mi potrzebne do tworzenia kolejnych prostych tabelek, język angielski leży - używa się tylko tego obowiązującego w koncernie, pracuję z kilkoma ambitnymi, inteligentnymi osobami (kazdy przyszedł z zewnątrz) większość czasu spędzając na tłumaczeniu nawet najprostrzych rzeczy bandzie miernot, które do korpo dostały się już po studiach i tak jakoś zostały, wszystko zapisuję w tabelce lub w prezentacji, wszystko ma być jak najprostsze - żeby za długo nie tłumaczyć, uważać na fochy koleżanek - księżniczek, które nie potrafią tabeli przestawnej w excelu stworzyć, ale znają na pamięc ceny nowej torebki Korsa.
 
Czyżby? Praca to twój drugi dom?


Target. Jeśli potraktujesz go poważnie - dom przeniesiesz do pracy. Zaniesiesz tam swój ulubiony kubek, najładniejszego kwiatka. Tapetę na kompie ustawisz ładniejszą niż w domu, albo będziesz się obwieszać dookoła plakatami z hasłami motywującymi. Skoro spędasz tu tyle czasu, traktuj to miejsce jak dom.

 

Moje wiosenne postanowienie - nie ma mowy! Nie ma zgody!

 
Rozczarowałam się tą pracą. TO nie było TYM czego sie spodziewałam. W pracy znajduję połowiczne zrozumienie. Tych kilka ciekawych i inteligentnych postaci, które przyszły tu pracowac z zewnątrz doskonale mnie rozumie. Są tego samego zdania, podobnie zmęczone i poirytowane otaczającą nas korpo-rzeczywistością. 


To jak to zbalansować?







Czytając niektóre blogi widzę jak ważna w waszym życiu jest rodzina. Ile czasu i energii poświęcacie wszyscy na swoje rodziny, ogniska domowe, hobby, znajomych, podróże, książki.
 
Cenicie to co w życiu najważniejsze - życie. Praca jest tylko środkiem, który pomaga nam to życie przeżyć. Dostarcza pięniądze, może kilku znajomości, czasem jakiś wyjazdów.
Nigdy nie zamienię czułego dotyku Ukochanego, herbaty na balkonie, spaceru, szarlotki z rodzicami, nawet wyczerpującego remontu na kilku fałszywych kolegów z pracy na wyjeździe integracyjnym choćby w najpiękniejszym miejscu ziemi.
 
Piszę tego posta jako przestrogę dla siebie samej, abym nigdy nie zapomniała o tym co najważniejsze. Czasem zatracam się w pracy, myślami jestem przy projektach i tragetach. Pora to zmienić. Wiosenne porządki zaczynam, od hierarchi. Najpierw moja rodzina i ja, potem nudna praca w korpo. A w tzw. międzyczasie - pora ruszyć z projektami, które sprawiają mi przyjemność.
 
Pozdrawiam,
Iwa


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przechowaj mnie - DIY z okleiną z Lidla.

Przed świętami w ramach sprzątania postanowiłam zrobić dawno odkładane DIY. Kiedy nie miałam gdzie podziać szalików i rękawiczek z pomocą przyszedł karton po cukierkach z ulubionego dyskontu polaków:) Jak się okazało przy zakupie resztki cukierków można je sobie spakować do kartonika, choć kartonik to chyba mało trafne określenie.          Pudełko stało i czekało, a ja czekałam na odpowiednią folię do oklejenia. W końcu trafiłam na imitację białej deski. Nie chciało mi się bawić w oklejanie pudła tapetą - zbyt wiele zachodu. Bardzo fajny motyw zwłaszcza, że reszta pokoju jest jasna a szafka RTV z czarnego metalowego profilu. Poszło nawet gładko, folia (z Lidla) tnie się dobrze, łatwo przykleja. Nie jest niestety na tyle gruba aby niebieski deseń nie przebijał. Jeśli będziecie oklejać polecam wybrać grubszą okleinę albo pudełko bez wzorów.          Całość pracy: wymierzanie, przycinanie, oklejanie zajęło mi max 20 minut i to

Remont starego pokoju cz. 1

W zeszłym roku udało nam się wyremontować mój stary pokój w domu rodziców na wsi. Temat był ciężki o tyle, że znów robiliśmy wszystko sami i tylko w weekendy. Niesamowicie ciężko jest pogodzić pracę w tygodniu na etacie w korpo i weekendowe robótki ręczne przy kuciu, gipsowaniu, gładziach, tapetach, listwach i Bóg jedyny wie czym jeszcze. Kocham dom na wsi. Kropka. Kocham, ale do ideału brakuje mu bardzo wiele. Krzywe ściany, tymczasowe rozwiązania, które już od ponad 20 lat funkcjonują (jakoś), drewniane posadzki, przypadkowe tapety, wystające rury, itp. Praca remontowa w takim domu uczy pokory. Nasze pokolenia przyzwyczajone są do lepszych bądź gorszych standardów deweloperskich, prostych kątów, gładzi, urządzania. Tymczasem w takich domach, które budowały się przy okazji życia, po trochu, zdobycznie, tym co było pod ręką nie można zaczynać od koncepcji dekoracji, wnętrza. Trzeba je najpierw dogłębnie poznać, odkryć każdą bolączkę, zrozumieć dlaczego gniazdko wypada, podłoga

Kandyzowane owoce na święta - przygotowań czas start

Czas start! Świąteczne przygotowania czas zacząć. W zeszłym roku tyle się działo, że atmosferę świąt poczuliśmy dopiero 23 grudnia. W tym roku już w listopadzie myślami byłam przy świątecznych wianeczkach, pierniczkach, świeczkach, lampkach i choinkach. A zaczęło się bardzo niewinnie delegacją do Niemiec. To jeszcze nie był czas Weihnachtsmarktów, ale można już było kupić oblaty. Uwielbiam ten rodzaj pierniczków na podstawie z opłatka. Po wejściu do sklepu byłam już w innym świecie - ogarnęła mnie wszechobecna magia świąt. I choć po wyjściu (lżejsza o pieniążki, cięższa o całą siatkę pierniczków) trafiłam na nieprzystrojone jesienne ulice, to ten nastrój został ze mną do dziś.   Źródło Po powrocie do Polski nie pozostało mi nic innego jak powolutku uzewnętrzniać mój nastrój. Zaczęłam od kandyzowania skórki pomarańczowej i cytrynowej:) I właśnie teraz, opisując wam proces jej powstawania, sączę herbatkę z dodatkiem skórki cytrynowej:) W weekend liczę na grzań